Pierwsze koty...
Od trzech tygodni łączyłem życie zawodowe, rodzinne z budową łodzi w godzinach 5-8, 16-22. Prawie się udało. 'Prawie" ponieważ do pierwszego wyścigu spóźniliśmy się na start 10min, to oznaczało stracony bieg. W drugim pękł źle zamontowany blok grota, który wyeliminował nas. Zgodnie z wszystkimi proroctwami nie ma prawa działać wszystko sprawnie w prototypowej łódce regatowej. Martwi mnie buczący miecz, kilka drobiazgów i niedoróbek, nie przeszkadza to jednak w stwierdzeniu cudownego faktu że łódka chodzi wzorcowo, jest szybka i piękna.
Jesteśmy zadowoleni ze swoich startów, wyskakiwaliśmy z linii jak z procy. Jeździliśmy w czubie. Zepsute dwa biegi, kilka awarii i odwołane regaty w niedzielę z braku wiatru nie dały nam szansy na skok dwa oczka wyżej. Ostatecznie zajęliśmy szóste miejsce. Regaty wygrała załoga Jurka Nadolnego świetna ekipa od której warto się uczyć. Mieliśmy sporo cennej konfrontacji, którą zapewne przekujemy na lepsze żeglowanie.
Kontynuowaliśmy smutną tradycję budowy łodzi do drugiego biegu. Mimo wszystko wyjazd był bardzo potrzebny. Jestem bardzo zadowolony z załogi.
Wkrótce jak nadrobię zaległości zawodowo rodzinne zamieszczę kilka fotek z budowy i pokażę nowego bolida.
Pozdrawiam
Tomek
3 maja 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz