20 lipca 2011

To już półmetek Omega Cup – Puchar Polski 2011 r.

Gdy nie ma się własnej łódki, a jest się otwartym na wszelkie propozycje, byle tylko poczuć zew rywalizacji na wodzie, każdej zimy pojawia się ten sam dylemat „jak będzie wyglądał zbliżający się sezon żeglarski?”. Na początku tego roku zadawałam sobie te samo pytanie, snując różne plany, aż pojawiła się opcja stworzenia damskiej załogi w klasie Omega Standard. Chętnych dziewczyn było dużo, a zapał ich przerażająco duży, co budziło we mnie sceptyczne nastawienie do realności i powodzenia pomysłu. Nie można jednak rezygnować od razu nie podejmując żadnej próby. Odbyłyśmy kilka spotkań w zimowe wieczory, by po pierwsze lepiej się poznać, a po drugie nakreślić  plan działania, miejsce treningów, ich częstotliwość, grafik startów w regatach, itp. W efekcie stworzyłyśmy bardzo ambitny program, z dużą ilością godzin przeznaczoną na treningi, na pracę nad łódką, itp. Był to pierwszy etap weryfikacji załogi. Gdy się już pracuje, ma się zobowiązania wobec świeżo co założonych rodzin, a jednocześnie mało doświadczenia regatowego, ciężko jest ze sobą wszystko zgrać i zostają tylko najwytrwalsze jednostki, na tyle zdeterminowane i chętne do podejmowania trudnych wyzwań, że stanowią idealne zestawienie do budowania porządnej załogi regatowej, nastawionej na sukcesy, potrafiącej przyjąć porażkę i czerpiącej radość ze zmagania się z żywiołami wiatru i wody, które jak wiadomo, nieraz potrafią dać człowiekowi ostro w kość. Tak powstała na Wybrzeżu kobieca załoga PROCAD’a w klasie Omega Standard, stacjonująca na co dzień w Jachtklubie Stocznie Gdańskiej.

Dziś jesteśmy już na półmetku zmagań w Omega Cup – Pucharze Polski 2011 r. Początkowo naszym celem było przypływanie na metę przed innymi załogami damskimi (aktualnie w klasie Omega Standard startuje jeszcze damska załoga z południa Polski PROXIMA, ze sterniczką Sulińską Magdą oraz załoga mieszana ze sterniczką Szwankowską Katarzyną). Już po pierwszych regatach we Wdzydzach okazało się, że powinnyśmy mierzyć znacznie wyżej.
Codzienna rzeczywistość znacznie zweryfikowała nasze plany treningowe i póki co trzymamy się tylko grafiku startów w regatach. Rzutuje to zapewne na nasze bardzo nierówne pływanie. Pierwsze regaty, II miejsce w klasyfikacji generalnej, regaty w Warszawie już tylko piąte miejsce, później NordCup na zatoce i znowu powrót na podiom na debiutowym drugim miejscu.

Ostatnie regaty, w Giżycku Boatshow Cup, znowu sprowadziły nas na ziemię i wytknęły zaniechanie treningów. Nastawione bardzo pozytywnie, po regatach w Gdańsku, liczyłyśmy na miejsce w tzw. czubie, a tu już od pierwszego wyścigu coś szło nie tak. Najpierw sytuacja kolizyjna „prawy – lewy” z załogą AQUADUO, przez co musiałyśmy wykręcić karę, później zlekceważenie boi rozprowadzającej (tu składamy wielkie podziękowania załodze AQUADUO, która szybko nas poinformowała o popełnionym błędzie i zdążyłyśmy jeszcze zawrócić bez straty miejsca). Cały bieg łódka jakość tępo szła i nie mogłyśmy ocenić dlaczego. Drugi bieg, dobry start, z myślą, że wracamy do gry, robimy zwrot na lewy hals i spokojnie płyniemy na świeżym wietrze, wywieszone wszystkie na balaście. Nagle tak jakby ktoś wyłączył wiatr, silny przechył na nawietrzną, odkrętka o dobre 30 stopni i już widzę dwie dziewczyny w wodzie, ja po pas mokra, próbuję jeszcze jakość wspiąć się na burtę, ale tylko pogarszam sytuację, ciągnąc łódkę na siebie. Z rezygnacją wstrzymuję oddech i wchodzę do wody aby odpłynąć i rozpocząć akcję stawiania. Maja „dziobowa” (w załodze mamy 3 Maje! J) zwinnie wspięła się na miecz, ale to nie wystarczyło by uchronić nas przed „grzybem”. Wspinam się do Mai i zachęcamy kolejne dziewczyny do dołączenia do nas i tu moje wielkie, bardzo pozytywne zaskoczenie. Za jakąś minutę już stoi przy nas motorówka z ratownikami, pytają nas o samopoczucie i oferują pomoc, z zaznaczeniem oczywiście, że jak ją przyjmiemy to zostaniemy zdyskwalifikowane z tego biegu. Mając świadomość, że przy naszej wadze i nikłym doświadczeniem w stawianiu Omegi cała operacja zajmie nam spokojnie tyle czasu co trwa bieg, śmiało podejmuję decyzję przyjęcia oferty pomocy. Dotąd (a już przeżyłam parę podobnych akcji w swoim życiu) pomoc z zewnątrz polegała na tym, że  zawodnicy dostawali instrukcje z motorówki i w momencie jak już łódka drgnęła motorówka podpływała pod maszt i pomagała dokończyć manewr stawiania łódki. Tym razem było zupełnie inaczej. Zostałyśmy zabrane na motorówkę, podpłynął nurek, zanurkował, coś zrobił przy łódce i przy pomocy asystującej motorówki po ok. 20 min akcji nasza łódka już stała. Część naszych rzeczy została wyłowiona i spokojnie wróciłyśmy na pokład omegi. Przemoczone totalnie, ale zaskoczone tak miłą obsługą, byłyśmy gotowe do dalszych startów. Czekanie do kolejnego biegu spędziłyśmy na podsuszaniu się, co łatwe nie było, bo słońce uparcie chowało się za chmurami, oraz na  poszukiwaniu reszty rzeczy. Więcej nic nie znalazłyśmy, więc pozostało nam szybkie ogarnięcie się i kolejny start. Z lekkim lękiem wychodzenia na balast, płyniemy w kolejnym biegu początkowo gdzieś na trzeciej pozycji, ale ilość wody w komorach skutecznie nas spowalnia i kończymy na piątym miejscu. Przed czwartym biegiem przystępujemy do akcji wybierania wody z bakist, kombinowanie gąbki, czerpaków, wylewamy i wylewamy, spokojnie z jakieś 5 litrów i końca nie widać. Wreszcie start, wychodzimy na pierwszej pozycji, aczkolwiek blisko naszych oponentów i nagle trzask! Widzę maszt lecący prosto na mnie, szybko oceniam sytuację czy się złamał czy puścił sztag i rzucam się na pokład, by uniknąć uderzenia. Maja „dziobowa” znowu wykazuje się refleksem i wprawdzie ląduję w wodzie, ale unika bezpośredniego kontaktu z masztem. Agnieszka (nasza trymerka foka, jedyna nie Maja), prosi z trwogą w głosie o zabranie z niej żagli, nie wie co się dzieje, ale też unika bezpośredniego uderzenia. Kolejna Maja (trymerka grota) również wychodzi bez szwanku, lecz zaskoczona sytuacją zaczyna się śmiać i nawołuje Maję za burtą by do nas płynęła, bo my raczej do niej już nie dopłyniemy. I znowu miłe zaskoczenie, zawodnicy mimo trwającego wyścigu oferują swoją pomoc, kosztem rezygnacji z biegu, ta sama motorówka co nam pomagała przy wywrotce, jeszcze szybciej jest przy nas i pomaga się ogarnąć. Nam oczywiście jest głupio, że to znowu my potrzebujemy pomocy, ale taki już pech. Przy wywrotce, zdecydowanie można ocenić brak opływania załogi i opóźnione reakcje na pewne zdarzenia, ale co do masztu to zdecydowanie zły omen nad nami czuwał. Szczęście w nieszczęściu nikomu nic się nie stało, maszt się nie złamała, a urwaną rolkę na topie masztu, główną sprawczynię naszych atrakcji na wodzie, szybko udaje nam się zastąpić dwoma szeklami i jesteśmy gotowe do startów kolejnego dnia. Strasznie zmęczone, ale pozytywnie nastawione dzięki dużym napływom adrenaliny w ciągu całego dnia, korzystamy z wieczornej imprezy, integrując się z innymi załogami i zapowiadając rehabilitację. 
Następny dzień jednak nie był wolny od niespodzianek. Przychodzimy do łódki, szybki klar i patrzymy, nie ma koreczka. Kto pływał jeszcze na starszych optymistach, dobrze wie, że koreczek to podstawa i bez niego daleko się nie popłynie. Czy komuś nasz koreczek się spodobał i zapomniał go później oddać, czy raczej jakieś dziecko stwierdziło, że taki ciekawy element, to trzeba go sobie przygarnąć, nie wiemy, będzie to dla nas nieodkrytą tajemnicą na zawsze. Fakt był taki, że na szybko trzeba było coś kombinować i przez to spóźniłyśmy się na start jakieś dobre 3 minuty. Na szczęście ostatni bieg kończymy z klasą, ustępując miejsca tylko Filipowi Pietrzakowi z Politechniki Gdańskiej.
Z Giżycka wyjeżdżamy z dziesiątą lokatą. Dalekie miejsce, ale biorąc pod uwagę wszystkie przygody po drodze, to na dziewiętnaście załóg, to nie jest to wynik aż tak tragiczny. Punktów w ogólnej punktacji nam nie przybędzie, ale nabyte doświadczenia i bądź co bądź natłok pozytywnych emocji, tylko nas wzmocniły. Już nie możemy doczekać się startu w Szczecinie za dwa tygodnie. Oczywiście naszym planem jest znów stanąć na podium, a marzeniem, wyprzedzić dotąd niepokonaną załogę Politechniki Gdańskiej.
Na zakończenie muszę dodać, że moje początkowe mieszane uczucia związane z pomysłem startu w klasie Omega Standard, szybko się rozwiały. Atmosfera panująca w klasie jest bardzo pozytywna. Poziom większości załóg na tyle wysoki, że jest z kim się pościgać, czując ducha rywalizacji i z regat na regaty ma się wrażenie, że poziom ten wzrasta. Starty w Omega Cup – Puchar Polski 2011 r. może nie wiążą się aż z taką dawką adrenaliny jaką ma się w meczach, szczególnie na prestarcie, ale mogą stanowić świetną alternatywę dla tych, którzy szukają możliwości regularnego ścigania się, przy stosunkowo niewielkim nakładzie finansowym, mając do dyspozycji tylko weekendy.
A jak ma się takie wsparcie techniczne i psychiczne jak my mamy, ze strony załogi Tomka Micewicza PROCAD Sailing Team Omega Sport, to pływanie może być tylko miłe, łatwe i przyjemne!

Załoga damska PROCAD Omega Standard:
sterniczka: Maja Remizowicz
trymerka grota: Maja Broniszewska
trymerka foka: Agnieszka Rózga Micewicz
dziobowa: Maja Zakrzewska

19 lipca 2011

BOATSHOW CUP 2011 lekcją żeglarstwa

Boatshow Cup w Giżycku to dość rozbudowane regaty - wiele klas, 3 trasy regatowe, 2 komisje sędziowskie. Nasza klasa zjawiła się licznie - 19 sportów, 18 standartów, w tym ścisła czołówka. Pogoda mieszana - jednak ciepło i raczej wietrznie, no i oczywiście wiatr zmieniający kierunek do 30 st co 2-5 minut.Po ostatnich regatach w Gdańsku, gdzie odstawaliśmy od czołowych załóg prędkością na wiatr i nieco ostrością żeglugi , postanowiliśmy przestroić dość znacząco takielunek. Z teoretycznych wyliczeń  Tomka wynikało , że efekt powinien być dobry. Jednak pierwszy dzień regat w Giżycku zweryfikował nie tylko nowe ustawienia, ale chyba też dotychczasowe nastawienie do ścigania w klasie Omega Sport. Miejsca  pod koniec a nawet poza pierwszą 10tką spadły na nas jak kubeł zimnej wody. Po względnie dobrych startach gubiliśmy się w odkrętkach wiatru, po cofnięciu masztu ostrość też pozostawała wiele do życzenia. Na pewno wyniki byly też kwestią na prawdę coraz wyższego poziomu regatowego floty, szczególnie za sprawą 2 załóg PG, Kamila z Vector Sails i poźno, lecz skutecznie rozpoczynającego sezon Alka Fereńca. Poprzeczka znacznie poszła w górę. Musieliśmy się otrząsnąć
Twarda decyzja sternika i przestawiamy maszt na wodzie! 
Po tej operacji oraz kilku rozmowach rozluźniająco-motywujacych:) szło nam nieco lepiej - wiedzieliśmy też, że o dobry wynik juz nie walczymy... Dziewczyny również nie miały dobrej passy. W pewnym momencie zamiast żagla "procad" nad wodą zobaczyliśmy kadłub "procad" do góry nogami a przy nim motorówkę WOPR. Medyczna część naszej załogi już miała w głowie przebieg czynności ratujących życie:) na szczescie dziewczyny, tylko przemoczone, zaraz wróciły na trasę regat. Juz na brzegu dowiadujemy się o kolejnej awarii w teamie żeńskim : uszkodzonym sztagu i "lądowaniu" masztu na pokladzie.
Drugi dzień to skrajnie asymetryczna linia startu faworyzująca start z boi. I tu postanawiamy zaryzykować start z lewego halsu - co przy 19 jachtach zgromadzonych przy boi jest już nonszalancją. W ten sposób - ku zdziwieniu zgromadzonych na linii  - wygrywamy ostatnie dwa starty tych regat. Niestety tylko starty, nasz najlepszy wyścig kończymy na 3 miejscu. W generalce 7me. Załoga żeńska na 10tym. W rankingu sezonowym spadamy o jedno oczko.
Regaty te wymusiły na nas zmiany w konstrukcji skrzynki mieczowej i miecza przed kolejna imprezą, a także , moim zdaniem , dały lekcję taktyki , a szczególnie psychologii w regatach. Dobitnie pokazały, że trudniej jest dobrze pływać i czerpać z pływania przyjemność gdy się " przegrywa", trudniej utrzymać prowadzenie w wyścigu niż  odrabiać straty, 
Kolejne regaty w Szczecinie już za 2 tygodnie. Co nam przyniosą - tu znak zapytania. Trzymajcie kciuki!
Galeria zdjęć i pełne wyniki:
pozdrawiam,Marcin, PROCAD RACING TEAM

Udany NORD CUP 2011 , Puchar Polski w Klasie OMEGA






Dwa dni wspaniałego żeglarstwa na Zatoce Gdańskiej ! Mimo wielu sprzecznych prognoz naprawdę warto było przyjechać i przeżyć tę mieszaną pogodę. Wiatru pod dostatkiem i to co lubimy najbardziej i dlaczego nie przesiadamy się na większe łódki: kawał porządnego mokrego ścigania. Fala nie rozpieszczała zawodników ale tez nie przesadzała w swojej wielkości.
Drugie już regaty na których świetną formę zaprezentowała ekipa z Politechniki Gdańskiej. Jak oni pływają ! Jak prowadzą łódkę ! Naprawdę było na co popatrzeć. Załoga Tymona i Filipa zdominowała zasłużenie całe regaty. Drugie miejsce w Standardzie dziewczyn z żeńskiej załogi Procada również zasługuje na uwagę – sporo wysiłku i emocji w walce na twardych warunkach z facetami. Maja prezentuje wysoki poziom techniki żeglowania i nie da się tego faktu niezauważyć. Trzeci w standardzie Aqaduo z Darkiem Bałazym za przedłużką również miły akcent, zwłaszcza że za rufą pozostały gwiazdy floty standard.
W sporcie Tymon poza zasięgiem – pływa w tym sezonie genialnie. Nie przeszkodził chłopakom przegrany protest złożony przez autora niniejszego pisma, który ma cztery grube naprawy konstrukcji swojej łódki (na cztery imprezy) i deklaruje kolejne protesty w ramach nieinwestowania w drogich w tym roku i niedostępnych już szkutników. „Sorry” już nie wystarczy a i sam z pokorą deklaruje większą kulturę jazdy. Świetny debiut Kamila Ortyla z VectorSails – witamy w klasie tego wspaniałego żeglarza. O trzecie miejsce stoczyła się największa walka. Po pierwszym dniu cztery załogi na remisie punktowym rywalizowały zaciekle. W ostatnim wyścigu nadal rzecz pozostała nierozstrzygnięta. Na pierwszej boi po dobrym starcie zameldował się Stalgast – wielki banan na buzi Kuby Jankowskiego świadczył o rozwiązaniu sytuacji lecz dolna boja zgotowała chłopakom prawdziwy zimny prysznic: spin związał się z fokiem – takiej sceny nie widzieli najwięksi seniorzy omegi. To nie był nawet dramat dla tej załogi. A już stali na pudełku zamiast wykorzystującego sytuację przyczajonego nieopodal Jędrka. Temu natomiast rwie się spinaker na tym samym kursie. Za nim Procad. Kto wygra wyścig ten wygra. Za Procadem Kordek. Wiec jak sięgnął dłonią Jędrka to obaj. Dojazd jest za długi i bez spina udaje się Jędrkowi doczłapać ostatkiem tchu do boi. Na pontonie medialnym słychać było podobno zdrowaśki z pokładu Jędrka ale on sam się do tego nie przyznaje. Brakowało 50 metrów trasy by go po prostu zdjąć rękojeścią żeglarskiej parasolki z pola walki jak Jasia Fasolę. Po ostatnim wyścigu podobno dwie załogi zamówiły telefoniczną wizytę u psychologa. Kandydatów na pudełko było trzech więc na kozetkę musiało udać się dwóch: Procad i Stalgast. Najskuteczniejszy okazał się Jędrek z Narwal Team. Ciśnienia na trasie nie brakowało, słowem było dobrze.
W rankingu bez specjalnych zmian, pnie się nieobecna w Pszczynie PG i jeszcze jeden taki numer jak w Warszawie i Gdańsku i wskoczy zapewne do trójki. Podobnie w Standardzie. Radek góruje i umacnia swoja pozycję za nim Gandalfy i Sławek. Dziewczyny się pną ale bez frekwencji się nie da szybciej, taki urok tego rankingu.


PEŁNE WYNIKI O OBSZERNA GALERIA :
http://nordcup.pl/foto/?album=1&gallery=6
http://klasaomega.pl/regaty/wyniki/2011-2/